Forum konie »

Co nas bulwersuje w zachowaniu weterynarzy.

No wlasnie temat rzeka.
Nie kazdego konia da się przewieżć do kliniki...
Kiedy wet nie powinien odmawiać przyjazdu?
Jakie macie negatywne doswiadczenia z wetami?

Ja raz miałam taka sytuację,że mojej kobyle wdało sie zakażenie od ranki na nodze. Obdzwoniłam 9(!) wetów,żaden nie był w stanie dojechać. Dopiero na drugi dzien rano przyjechał wet , dał zastrzyki . A co jakby to było coś poważnego....
Zawsze jeszcze można zwrócić sie do weta psiego, leki rozkurczowe czy antybiotyki posiada.... ale jak jest cos naprawdę poważnego...
Mnie cały czas męczy jedna rzecz.  Sytuacja miała miejsce z 10 lat temu. Stajnia gdzie stawiałam pierwsze kroki. Właściciel nie był w stanie dojechać- wydelegował mnie( mieszkałam bliżej od niego). Kobyła w połogu, wet podaję jej zastrzyk- pytam grzecznie co to za medykament i jego odpowiedź- " nie muszę się nikomu tłumaczyć"  😵
Był juz taki temat, pamiętam że była gorąca dyskusja o tym, co powinien. musi wet a co nie.

Ja tam uważam, że wet jak każdy ma prawo do własnego życia. Nie wyobrażam sobie być zawsze 24godz na dobe pod telefonem. Oni też muszą kiedyś odpoczywać, bo inaczej popełniają błędy, dotyka ich wypalenie zawodowe itp.
Aczkolwiek nie przecze, że są sytuacje kontrowersyjne, a jakże. Na szczęście ja przy moim koniu zawsze trafiałam tak, że weci docierali do mnie szybko i robili wszystko tak, że byłam zadowolona z ich pracy i wdzięczna za poswięcenie (jakim jest np przyjazd w okresie świątecznym o godz 22 do konia, albo przyjazd o 3 w nocy do pacjenta przy pilnym przypadku - nie oczekiwałam jednak, że ktoś do mnie o takiej porze przyjedzie - miałam szczęście, że jeden z wetów wracał z trasy akurat, tak to w sumie nie dziwiłabym im się, że przyjechaliby dopiero rano).
Jakiś czas temu miałam dosyć osobistą rozmowę z jednym z wetów. W moich oczach jest bardzo oddany, pracuje bardzo dużo, ale ciągle jest za mało. Wiele nocy spędza w pracy, ludzie wciąż dzwonią, często coś dzieje się nagle. A z drugiej strony jest rodzina, dom, odpoczynek, sen- jak to wszystko pogodzić? Pieniądze nie wynagrodzą wszystkiego. Zresztą sam skarżył się, że wiele osób nie płaci... Ciężki zawód.
Zgadzam się z branką- wet też człowiek, gdyby pracował 24/7 i był na każde zawołanie to długo by nie pociągnął ale rozumiem też tych, do których w razie potrzeby wet nie dotarł.
Przydałoby się coś takiego żeby były jakieś dyżury na dane miasto/ obszar tak żeby zawsze dało się ściągnąć weta do poważnego przypadku. Niestety, jak zawsze, problemem jest kasa i organizacja- kto zapłaci za weta na dyżurze? Kto podejmie się prowadzenia takiej bazy dyżurujących wetów? Ilu wetów się na coś takiego zgodzi? Ilu wetów powinno przypadać na jaki obszar? I wiele innych pytań- problemów...
A gdzie (w sensie w jakiej organizacji) zrzeszeni sa weci ?
Moznaby zaczac rozmawiac z ich centrum o realnych mozliwosciach.
Fajne bylyby "dyżury". Tak, żeby zawsze np. 2 na województwo było pod telefonem. Ale to niemożliwe, oni w życiu się nie dogadają. ech
Dyżur owszem, przydatna rzecz - tak jak jest z małymi zwierzętami w większych miastach. Ale u nas na klinikach w sumie jest dyżur. Jeszcze nie słyszałam o przypadku by odmówiono przyjecia konia, który np ma kolkę. Łącznie z tym, że znana jest we Wrocławiu historia jak operowano na klinikach konia w sylwestra. Ci ludzie naprawde się poświęcają, jakie by o nich nie mieć zdanie.

Kiedyś też zadzwoniłam do jednego weta, odmówił przyjazdu, ale podał mi numer innego, który był pod telefonem. To też jakiś system - by sie dogadywali między sobą, że jeden jest pod telefonem. Ale do tego musieliby współpracować, a jak wiemy wielu z nich jest między soba skłóconych lub ma o sobie złe zdanie.

Tak czy tak - w mieście zawsze sie ktoś znajdzie, gorzej mają ci którzy mieszkają z dala od miast...
Nie ma złotego srodka, ale no naprawdę trzeba pamietać, że wet też człowiek, ze swoim prywatnym życiem...
Ja rozumem, że wet to też człowiek, może być chory, zmęczony, chcieć spędzić trochę czasu z rodziną, ale niech postawi sprawę jasno: "Nie mogę teraz przyjechać", nie musi się tłumaczyć. Mnie szlag jasny trafia jak się woła weta do kolkującego konia, weterynarz mówi, że będzie za godzinę, a przyjeżdża po siedmiu godzinach, mając do przejechania kilka kilometrów. Gdyby powiedział, że nie może przyjechać, nie miałabym pretensji, nie można być na chodzie bez przerwy...
Generalnie cenię sobie ludzi, którzy mają szacunek dla czyjegoś czasu. I jedyna rzecz jaka mnie wkurza, to nie tyle spóźnienia, ile brak informacji o nich. Rozumiem, naprawdę rozumiem, że wypadki losowe się zdarzają, ale po to są telefony, żeby powiedzieć 'sorry, spóźnię się iks czasu'. Na szczęście z wetami, z którymi mam okazję współpracować, takie sprawy w miarę normalnie wyglądają. Wiem, że często przyjazd weta do stajni wiąże się z tym, że nagle koni do obejrzenia jest nie 5 a 7 i czas się wtedy wetowi wydłuży, ale litości, no można poinformować kogoś, kto czeka w innej stajni.

Dostajecie od wetów rachunki za usługi? 😎
Dostaję paragon 🙂
Ja też miałam przyjemność  poznać dobrych wetów i takich ? hmm trochę za bardzo mądrych, a nic nie umiejących
Sytuacja 1. Mieliśmy ok 6 lat temu małego pieska, kundelka ciut większego od yorka i przejechał go na naszym podwórku listonosz [ nie przyznał się że go przejechał tylko potrącił], no to zapakowaliśmy go do samochodu i do weta, prześwietlenie nic nie dało, no to podał kontrast i wyszło ze pękła mu przepona[ chyba tak mówił teraz już dokładnie nie pamiętam] i że można operować i  może się uda uratować.  Bodzio strasznie się męczył, ja ryczałam jak głupia, pies wymiotował po kroplówkach, gryzł mojego męża z bólu [ ja nie mogłam być na prześwietleniu bo byłam w ciaży], męczył się kochany biedak, wisiałm na telefonie  z moją mamą bo co robić dać mu umrzeć? czy walczyć?
I ten wet rozstrzygnął nasz dylemat, on wie ze takie operacje się udają, robił ich dużo i około 70 procent psiaków po takich wypadkach żyje sobie spokojnie długie lata.
I teraz najważniejsze....powiedział że jeśli się operacja UDA to płacimy za ta operację, a jeśli NIE, płacimy tylko za dotychczasowe zabiegi, czyli kroplówki, środki przeciwbólowe i kontrast. Uważam że postąpił BARDZO po ludzku i choc Bodzio nie przeżył  👿 [ miał słabe serce i po uśpieniu do operacji po prostu odszedł]  to jestem temu Wetowi bardzo wdzięczna, bo zachował się jak człowiek...koszty były tylko za zabiegi przed uśpieniem, nie wziął nic więcej..
Drugą sytuację opiszę jutro bo wspomnienia wracają i tak przykro jakoś... :przytul:
Mnie również wkurza u weta to, że mówi będę za godzinę a przyjeżdża parę  godzin później, lub się umawiam np na szczepienie na 12 a on przysyła jakiegoś technika weterynarii i na dodatek przyjeżdża o 9  i  dodatkowo mówi inna kwotę niż się wcześniej umawiałam z wetem 🤔wirek:


Kobyła znajomego ma ochwat,dzwonimy po weta, akurat był przejazdem to chwila moment przyjechał, dał jej mnóstwo zastrzyków i kroplówek, z ciekawości pytam co podaje... żadnej odpowiedzi, dopiero po 4 moim pytaniu odpowiedział, że jakiś tam lek, mówiąc cicho abym niedosłyszała.

Na szczęście wet od małych zwierzątek jest bardziej pomocny.
Wiecie, ja miałam sytuację wymagającą może nie tyle szybkiej interwencji, co dużej wiedzy i długiego, nużącego leczenia, bo mojej klaczce przytrafiły się osteofity - rzadka reumatyczna choroba, i w Polsce znalazł się jeden (!!!) weterynarz, który w ogóle zgodził się na konia spojrzeć i podjął się leczenia... zresztą swojej pracy. Reszta z miejsca skazywała kobyłę na kalectwo - bo co tu z takim koniem zrobić?
Ja nie rozumiem tej niechęci informowania klienta o tym jaki lek wet podaje zwierzakowi i sama na szczęście nigdy się z odmową na takie pytanie nie spotkałam, a pytać lubię i to o wszystko ze szczegółami. Zawsze weci czy to końscy czy od małych zwierząt odpowiadają cierpliwie na moje pytania i chyba rozumieją, że chcę wiedzieć co robią z moim ukochanym pupile. Pamiętajcie, że weterynarz ma obowiązek poinformować Was o tym jakie leki podaje, a Wy macie pełne prawo o to pytać.

Zrobię mały off top, ale przypomniała mi się kartka przyklejona w pewnym warsztacie samochodowym.

Obecność klienta przy naprawie bez komentowania + 50%
Obecność klienta przy naprawie z komentowaniem +75%
Obecność klienta przy na prawie z możliwością zadawania pytań +100%  🤣
Zgadzam się ,że wet od piesków czy kotków jest o wiele bardziej lepszy niż od specjalizacji konie . Odziwo taki wet załatwi leki w godzinę albo ma u siebie a taki specjalista ma jakieś przeciwzapalne i przeciwbólowe . ( nie piszę tu o klinikach )


Boli mnie że nie ma pogotowia dla zwierząt ,tyle jest wypadków ,nagłych sytuacji i trzeba sobie radzić samemu . Ja mam już pół notesu telefonów do wetów
A mnie denerwuje jeden wet, który okazał się bardzo nie fajny w sprawie cennika. Robienie zębów -nd dziewczyny mającej w portfelu mniej wziął 250zł. Od dziewczyny mającej więcej kasy i 4 konie - po 400 od jednego. I nie chciał nawet dać upustu 50zł. To nie jest tak, że mam połe odruchy i uważam, że nie powinien tak zrobić, ale skoro robi na raz 4 konie, to mógł chociaż 10 zł od konia opuścić. Niby nie dużo, ale jednak miły gest.
konikikoniczynka, a jaka w tym logika? po 3  koniu magicznie wstąpiły w weta nowe siły i był wstanie za pół darmo zrobić czwartego, czy czwarty miał tylko połowę zębów? z jakiego powodu ta zniżka się należała?
Choćby dlatego, że miał 4, większy zarobek. Gość ma cenników kilka - dla tych, których lubi, dla tych, których nie lubi, dlatakich, innych, owakich. Ok, jego sprawa,tylko ludzie stojący w jednej stajni i dowaidujący się, jak jest robią się troszkę uprzedzeni. Co mnie nie dziwi.
Najgorsze u tego weta w/w  jest podanie kwoty za przyjazd i usługę,  najpierw patrzy w niebo i wymyśla takie kwoty, że hej. Do stajni oddalonej od niego np 5 km za sam dojazd brał min 70zł, dla mnie jest to nie wyobrażalne. Ale na razie nie korzystam z usług tego pana, szczepienie czy odrobaczenie ustalam z wetem od kotków itp. On chociaż potrafi powiedzieć co, dlaczego tak a nie inaczej, nie wymiguje się od odpowiedzi jak tamten niby spec od koni. Po szczepieniu  jak się np się przypadkiem spotkaliśmy to potrafi  zapytać jak tam koń się czuje , czy wszystko jest ok .


Rozumiem, że wtedy przy tej klaczy ochwaconej nie chciał mi nic powiedzieć bo to  nie mój koń, ale zna mnie ten wet tyle lat i wie, że lubię wszystko wiedzieć. Jeszcze wtedy jako jedyna stwierdziłam, że na 99% to ochwat ( cała reszta twierdziła, że to kolka), i sama do niego zadzwoniłam aby do kobyły przyjechał. Tyle z tego dobrego było, że klacz uratowano.
Podoba mi się ten temat.. to naprawdę bardzo fajny temat😉

Z własnego doświadczenia,moja klacz  urodziła źrebię, słabe źrebię, dzwonie do weta i mówię,że mój źrebak potrzebuje pomocy, że umiera, a on mi na to ,ze nie ma czasu ,że ma cztery inne konie do których musi jechać...

Z sytuacji często spotykanych dzwonisz ,dzwonisz i dzwonisz, obdzwoniłeś już wszystkich końskich wetów w województwie i żaden nie raczy przyjechac bądż nawet odebrać telefonu i kto w takiej sytuacji przyjeżdza ..wet od małych zwierząt lub inny niezwiązany z końmi.

Nastepna kwestia cennik, niekiedy mam wrażenie,że ceny zależne są od dnia ,nastroju, innych okoliczności znanych tylko wetowi ..
W moim mieście weterynarzy przyjeżdżających do koni można w zasadzie policzyć na palcach jednej ręki, jeden z nich "znany i lubiany" można powiedzieć diagnozował konia mojej przyjaciółki x czasu wymyślając coraz to nowe metody leczenia i co raz to nowe niezbędne środki i zabiegi, zarabiając na tym niezłe sumki, koniec końców stwierdził, że to problemy z kręgosłupem (koń kulał na tylną nogę), zrobił zdjęcia RTG bez fartuchów, kazał go wyprowadzać na spacery i faszerować coraz to nowymi suplementami po czym kiedy przez dłuższy czas nie było żadnej poprawy stwierdził, że zakończył leczenie i że koń się rozchodzi, nie wspominając już o tym, że się obraził, kiedy przyjaciółka wezwała innego weta na konsultacje...
Fajne bylyby "dyżury". Tak, żeby zawsze np. 2 na województwo było pod telefonem. Ale to niemożliwe, oni w życiu się nie dogadają. ech

Ja mam to szczęście że w lecznicy z której  usług korzystam  jest trzech weterynarzy, mają oni dyżury w nocy i święta więc jak się cos dzieje to zawsze ktoś przyjeżdża.
Za punktualność bardzo cenię sobie swoją vet. W 9 przypadkach na 10 jest nie o 10😲0, a o 9:55. Jak coś się opóźnia, to dzwoni. Raz jeden byłam przekonana, że umówiłam się z nią na 10, a tu 10:30 i ani telefonu, ani nic. Dzień wcześniej byłam zakręcona, więc uznałam, że chyba cos pokręciłam. Przyjechała na 11, przepraszając od wejścia, że telefon jej gwizdnęli i nie miała, jak zadzwonić. A znam też takich, co mają być o 9 i człowiek już wie, że do 16 ma czas wolny, bo na pewno ten vet nie dojedzie punktualnie.
A mnie wkurza samouwielbienie wetów i brak konsultacji z innymi. Na serio to jeszcze nie spotkałam się z tym, żeby wet się przyznał, że on nie wie co zrobić, że się nie spotkał z takim przypadkiem. W 90% udają że mają wyjście z każdej sytuacji i leczą na hybił trafił. Na palcach jednej ręki mogę policzyć tych wetów, u których spotkałam się z konsultowaniem przypadków z bardziej doświadczonymi kolegami.

I jeszcze denerwuje mnie bagatelizowanie objawów drobnych. Ja wiem, że część z nas wpada w histerię jak jest koniec jednego ucha zimny a drugiego ciepły - ale większość z nas zna swoje konie na wylot i jest w stanie wyłapać pierwsze symptomy choroby - co nie dość, że potrafi ułatwić leczenie to czyni je tańszym po prostu.
A obrażanie to już mój były wet. NIe umiał zdiagnozować urazu u konia (wystarczyło USG pod innym kątem ustawić ;] ), więc inny przyjechał i się zaczęło.  Mam swojego konia, zależy mi na nim, węc mogę dziesięciu wezwać, zeby skonsultować.

Nic, tylko być wetem czasami. Ale nie, nie chciało się, bał się człowiek odpowiedzialności i tego, ze zrobi coś źle, a zwierzątko padnie. Etnografka cholerna! 😀 Ok, śmieję się, przez łzy czasami. Bo ten zawód powinien być też powołaniem. Lekarz nie może się wbijać w żyłę koniowi 3 razy tłumacząc, że właśnie mu koń zszedł na stole (trzeci w tym tygodniu) i mu się ręce trzęsą. I to nie żółtodziób. Lekarz doświadczony. Nie może na kolkę podawać tylko wlewek przez sądę w nosie i trzymać konia bez poprawy w nadziei, że w końcu coś to da. NIe może odmówić przyjazdu do konia ze złamaniem otwartym, bo on teraz szczepi krówkę 10 km dalej. Jeśli krowa poczeka 5 minut to jej nic nie będzie.

Mój kumpel usypiał konia. Właśnie ze złamaniem otwartym tylnej nogi. Przyjechał weterynarz, młody, 50km, wystraszony, bo pierwszy raz usypiał konia. Ale zrobił wszystko. Nawet nie chciał grosza, był przerażony sam, ale koń odszedł bezboleśnie. Tyle, że się męczył, bo doktorek nie chciał rączek brudzić i przyjechać 10km. Tak się po prostu nie robi. Ten zawód to powołanie, jak lekarz.

epk - znam weta, przez którego padł koń. On uważa, że trudno. A wystarczyło kilka godzin wcześniej powiedzieć - nie wiem, za mało umiem, dajcie innemu szansę. Wymęczył konia, koń padł w meczarniach.
Abstrahując od zmienności cennika (zwłaszcza za dojazd, bo ten powinien być sztywny), to nadal nie rozumiem za co miałaby być przyznana jakakolwiek zniżka. Jak pracujesz normalnie 8 godzin i zostajesz 2 godziny, żeby jeszcze swoje zadania wykonać, to chcesz mieć zapłacone za 10h czy za 9, bo w końcu już i tak dodatkowo zarobiłaś? Ja wiem, że czasem zniżki się daje itede, ale to jest czyjaś praca za którą ma prawo pobierać opłaty.

I tak zupełnie z boku- wyobraźcie sobie, że jesteście wetami. Jesteście w lecznicy czy terenie od ok. 7 do 17. Zmęczeni stwierdzacie, że wreszcie czas wybrać się do domu, wykąpać i zasiąść z żona/mężem i winkiem do kolacji po dniu pełnym emocji. Zajeżdżacie pod swój dom i w  tym momencie dzwoni telefon, przypadek nagły- no jedziecie, w końcu weci z powołania. I czego się dowiadujecie na miejscu? Kilka przykładów "nagłych przypadków":
1. kot tydzień temu (!)zawiesił się na siatce ogrodzeniowej, rozorał sobie nogę i dopiero teraz zaczęło brzydko pachnieć, więc wezwano weta, bo tak śmierdzieć w domu nie może
2. Gospodarz zauważył kilka dni temu, że cielak coś rzęzi i ma biegunkę,ale myślał, że samo przejdzie, no ale skoro cielak już ma oczy na wierzchu i nie podnosi się od kilkudziesięciu godzin- to jednak wezwał w trybie pilnym
3. Gospodarz wiedział, że poród będzie ciężki, ale czekał idealnie do godziny 21 w I Dzień Świąt, bo wtedy akurat wytrzeźwiał

Czy następnym razem równie ochoczo pojedziecie do "nagłego" przypadku?

Nie mówię, że wszyscy są święci, bo nie są. Jak w każdym zawodzie będzie i naciągacz i spóźnialski i taki co nie pokaże po sobie, że nie ma zielonego pojęcia co się dzieje. Tylko spójrzcie na to przez chwilę z drugiej strony.
A mnie wkurza samouwielbienie wetów i brak konsultacji z innymi. Na serio to jeszcze nie spotkałam się z tym, żeby wet się przyznał, że on nie wie co zrobić, że się nie spotkał z takim przypadkiem. W 90% udają że mają wyjście z każdej sytuacji i leczą na hybił trafił. Na palcach jednej ręki mogę policzyć tych wetów, u których spotkałam się z konsultowaniem przypadków z bardziej doświadczonymi kolegami.


I właśnie za to jestem bardzo wdzięczna naszej wetce, że powiedziała mi wprost, że nie bardzo wie co robić, ale, że skonsultowała się już z tym i z tym wetem i że będzie wtedy i wtedy w Lublinie, po czym podała mi do niego numer i przyjechała nawet przed nim jak się umówiłam z nim na konsultacje, mimo, że była niedziela, grubo po 22.
szam wszystko co piszesz, jest prawdą, no ale weterynarz też nie może liczyć zawsze na czystą, bezbolesną robotę - w końcu zwierzę to zwierzę, samo do lekarza nie pójdzie, a człowiek - różnie o to zadba. Myślę, że decydując się na zawód, powinien brać pod uwagę, że czasem ten "nagły przypadek" śmierdzi czy też nie ma już zupełnie szans na przeżycie, a pojechać trzeba i zrobić to, co można, by ulżyć cierpieniu.
Wyobraź sobie to, co napisałaś w odniesieniu do ludzkiego lekarza - co, obsługi karetki też powinniśmy żałować, bo czasem przypadek, do którego jadą, nie wygląda ładnie? A przecież to człowiek - chory, słaby, bezbronny.
Nie można zrzucać niekompetencji weterynarzy na słabość psychiczną, zniechęcenie czy wstręt.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się